Kosmetyki bez cierpienia: jak je znaleźć?
Testowanie kosmetyków na zwierzętach to jeden z tematów, który wywołuje w nas bardzo silne emocje. O ile przy eksperymentach medycznych na szali jest zdrowie człowieka, o tyle przy doświadczeniach związanych z kosmetyką – tylko jego uroda i próżność.
To dążenie do ciągłego podobania się jest jednak związane z wieloma ofiarami poniesionymi przez zwierzęta. Na stronach organizacji ekologicznych można znaleźć makabryczne zdjęcia z królikami, którym wypalono oczy substancjami chemicznymi, psy z pokaleczoną skórą… Jednak coraz więcej osób stara się zmienić używane kosmetyki na takie, które nie były testowane na zwierzętach. Niestety, nie zawsze jest to łatwe. Jak dotrzeć do produktów, których stworzenie nie przyczyniło się do niczyich cierpień?
Na temat testów na zwierzętach bardzo łatwo znaleźć informacje: niestety, zazwyczaj nie są to dane rzetelne i sprawdzone. Często na internetowych forach poświęconych temu problemowi znajdują się informacje o oparte na słowach, które wypowiedziała koleżanka kuzyna osoby, która kiedyś pracowała w znanej firmie X. Alternatywą jest wiara w informacje podawane przez producentów kosmetyków, które nie zawsze formułowane są w czytelnej formie.
Jednym z drogowskazów na drodze do poszukiwania prawdy o doświadczeniach na zwierzętach, może być obowiązujące prawo. Przepisy obowiązujące w Unii Europejskiej od 11 marca 2009 r. zakazują takich testów. W naszym kraju ten problem reguluje ustawa z dnia 21 stycznia 2005 r., a konkretnie podpunkt 3 artykułu 5, który stwierdza, że „zabrania się przeprowadzania doświadczeń w celu testowania kosmetyków lub środków higienicznych”. Informacje liczbowe o testach można znaleźć w corocznym Raporcie o liczbie zwierząt wykorzystanych do celów doświadczalnych publikowanym przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Dane z 2008 roku potwierdzają, że żadne zwierzę nie zostało użyte przy badaniach produktów kosmetycznych i toaletowych.
Tyle legislatorzy. Pierwszy rzut oka na przepisy wydaje się przynosić satysfakcję: świetnie, mogę używać dowolnych kosmetyków, bo i tak wszystkie są cruelty-free. Koniec problemu. Czy rzeczywiście? Niestety, prawda nie jest taka różowa.
Dokładna interpretacja przepisów wykazuje, że tak naprawdę możemy być pewni tylko kosmetyków, których składniki były testowane po 11 marca 2009, czy – w przypadku firm polskich – 21 stycznia 2005. Kosmetyki mają często bardzo długie okresy ważności i na pewno produkty testowane na zwierzętach będą w sprzedaży jeszcze przez kilka lat.
Jednak kryterium daty wyprodukowania to nie wszystko. Kolejnym problemem jest fakt, że zakaz dotyczy testowania gotowych kosmetyków, ale nie ich komponentów. Nie wiadomo, czy substancje wchodzące w skład danego produktu nie były testowane na zwierzętach. Tych składników prawo nie dotyczy, nie wiadomo również, pod jaką nazwą szukać ich w Raporcie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Czy mogą to być „Oceny toksykologiczne i inne oceny bezpieczeństwa”? A może pojemna rubryczka z napisem „Inne”? Niektóre kosmetyki rejestrowane są zresztą przez ich producentów jako leki, co pozwala na dowolne testy na zwierzętach.
Podział poszczególnych doświadczeń zresztą nie jest ścisły, składnik, który testowany jest pod kątem stosowania w przemyśle albo gospodarstwie domowym (a w tym wypadku testy są już przeprowadzane) równie dobrze może znaleźć się w kosmetykach.
Wszystkie doświadczenia na zwierzętach dzielone są na pięć grup, oznaczonych kolejno: liczbami 1, 2, 3 i 4 oraz znakiem X. Tylko doświadczenia stopnia 1 to tzw. procedury nieinwazyjne, podczas których nie zadaje się żadnego cierpienia. W 2008 roku w Polsce do doświadczeń wykorzystano 248192 zwierząt biorących udział w 14280 testów z czego 3956 kwalifikowało się do stopnia 4, a 74 do stopnia X.
Stopień 4 to procedury „powodujące silny ból lub stres i nieodwracalne uszkodzenie ciała lub funkcji psychicznych”. Może to być na przykład wywołanie choroby popromiennej, usunięcie ważnych dla życia tkanek w ilości uniemożliwiającej normalne funkcjonowanie albo poważne okaleczanie zwierząt i następnie przywracanie im świadomości. Stopień X, najwyższy, obejmuje procedury „powodujące skrajne cierpienia” (dosłowny cytat z raportu Ministerstwa): głodzenie, trucie, wywoływanie ostrych psychoz… Nie wiadomo dokładnie, jakie doświadczenia wymagały aż takiego stopnia cierpienia zwierząt. Ale musimy mieć świadomość, że jeśli w naszych kosmetykach znajduje się komponent który testowano na zwierzętach, niemal na pewno wiązał się z ich bólem i śmiercią (stopień 1 obejmuje mniej niż 10% doświadczeń).
Jak zatem mieć pewność, że produkcja kosmetyku, który chcemy kupić, nie była okupiona cierpieniem zwierząt? Producent powinien umieścić na opakowaniu czytelną informację na ten temat.
Powinniśmy uważać na logo króliczka: właściwe oznaczenie „kosmetyk nie testowany na zwierzętach” to królik w trójkącie, lecz wielu producentów umieszcza przekształcone oznaczenie bez żadnej informacji – wówczas nie możemy być pewni, czy rzeczywiście nabywamy produkt cruelty-free.
Listy firm testujących i nie testujących kosmetyki na zwierzętach prowadzi wiele organizacji ekologicznych: przykładem może być np. PETA. Na jej stronie internetowej (pod adresemhttp://search.caringconsumer.com) znajduje się obszerny wykaz obu typów przedsiębiorstw.